Wybór projektu
Skoro jest działka, jest pomysł, trzeba przejść do jego realizacji. Zacząłem od załatwiania wszelkich papierów, co ciągnęło się niemiłosiernie z racji niedalekiego sąsiedztwa wody, lasu, skarpy itd. itd. W sumie trwało około 1,5 roku, a o sposobach na przejście biurokratycznego piekła nawet nie chcę pisać. W trakcie oczekiwania na warunki zabudowy, przejrzałem chyba większość projektów dostępnych w internecie. Jakie były moje oczekiwania? Duże przeszklenia od południa, ponieważ tam jest skarpa i ładny widoczek, poza tym budynek będzie miał spore zyski ciepła od słońca, jak i będzie widny wewnątrz. Również od południa powinien mieć taras, a na niego wyjście z salonu, jak i z sypialni. Powinien mieć jak najmniej od północy, ponieważ tam mam jedynego sąsiada (choć daleko za ogrodzeniem), ale już rosną tam zasadzone kilka lat temu wysokie tuje. Powinien mieć raczej kotłownię na paliwo stałe, mam dostęp do drewna, więc będzie w miarę tanio, choć pogłoski o planowanym ciągnięciu linii z gazem mogą zweryfikować te plany. Koniecznie miał być garaż. Budynek w założeniu miał być również parterowy, najlepiej z lekkim stropem. Przypadkowo trafiłem na projekt domu Winston. Wyglądał bardzo fajnie, choć na początku wydawał się dość mały. Doszedłem jednak do wniosku, że człowiek buduje się dla siebie, a nie dla gości, poza tym na co dzień utrzymuje tyle metrów ile mu potrzeba do wygodnego życia, a nie puste lub zagracone pokoje. Po kontakcie z biurem projektowym okazało się, że mają wersję trochę dłuższą z kotłownią na paliwo stałe – Winston VII. Projekt posiadał tylko dwa braki – jedną łazienkę z wc oraz garaż z jednym stanowiskiem. Owszem istnieje wersja z większym garażem i dodatkową łazienką, ale znacząco zmienia wielkość domu. Podjąłem decyzję i padło na Winstona VII.